Korzystamy z plików cookies w celach statystycznych i umożliwienia funkcjonowania serwisu.
Uznajemy, że jeżeli kontynuujesz korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę. Informacje o możliwości zmiany ustawień cookies: O Cookies Zgadzam się, zamknij X
fot.:
MILIONY WPŁYWOWYCH PRZYJACIÓŁ

Zdarzyło się pół wieku temu… Pastor Martin Luter King powiedział do ćwierć miliona zgromadzonych w Waszyngtonie pod Mauzoleum Abrahama Lincolna: „Mam marzenie… Mam marzenie, że czwórka moich małych dzieci będzie pewnego dnia żyła w kraju, gdzie nie będą osądzane po kolorze ich skóry, ale po istocie ich osobowości”.

Mówił o dzieciach i dorosłych, którym wciąż odmawiano prawa do wsiadania do tych samych autobusów co uprzywilejowana reszta. Mówił o dzieciach, którym nie wolno było dzielić klasy szkolnej z białymi dziećmi. Ani wymieniać się z nimi podręcznikami.

Wiara w magiczną moc słów jest silna. Wiemy dziś, że rasizmu – po obydwu stronach barykady – nie wyrugowano. Ale także pod tym względem Ameryka AD 2013 jest kompletnie innym krajem niż ta sama Ameryka sprzed pół wieku. Najbardziej widoczny dowód zasiada w Gabinecie Owalnym, w odległości spaceru od Mauzoleum Lincolna.

Niemożliwe stało się oczywistością. Ale co by się stało, gdyby nie ludzie, którzy – również z obydwu stron barykady – starali się ją kruszyć?


**

Społeczność, którą pod Mauzoleum Lincolna reprezentowali pastor King, Mahalia Jackson, Josephine Baker – umiała przekazać swoje marzenia. Umiała zakomunikować potrzeby i postulaty, wyrazić przekonania – w języku, który chyba każdy ze słuchających potrafił zrozumieć. To ważne. Mówili, apelowali, dawali przykłady – i mieli swoją reprezentację.

Społeczność, która nie mówi naszym językiem, która nie ma reprezentacji, która wyraża siebie tylko swą obecnością – rzadko jest słyszalna. Taka grupa potrzebuje wsparcia, potrzebuje, by rozumne, wrażliwe, racjonalne osoby z naszej społeczności mogły przemawiać w jej imieniu. Żeby jej potrzeby zostały zwerbalizowane w sposób dobitny.


**

Tuż obok nas żyje niezorganizowana populacja istot, które swojej reprezentacji nie mają. Coraz bardziej świadomi ludzie sformułowali już w ich imieniu cały katalog praw, mających chronić je przed okrucieństwem, nadużyciami, eksterminacją, krzywdą. Praw do szacunku dla ich odrębności, dla ich fizycznych i emocjonalnych potrzeb. Rzecz w tym, że prawa te wciąż są zbyt ograniczone, a ochrona tych istniejących wciąż kuleje. My zaś, zadowoleni, że prawa są zapisane, machamy ręką na resztę.
Bite konie na targowisku? Oj, oj, mandacik… Ludzka bestia przywiązała pieska do kaloryfera i zagłodziła? No, nieładnie, dwa lata w zawiasach plus może zakaz posiadania psa przez cztery lata… Rozmnażamy potajemnie psy w szopie, a potem wyrzucamy zmaltretowane suki? Uch, grzywna… Potrącił sarnę na szosie i odjechał? No, kategorycznie należy się upomnienie…


**

Dosyć tego. Oddolne inicjatywy są cenne, wychowywanie sąsiadów i dzieci w szkołach – jak najbardziej. Ale równolegle musi iść silna inicjatywa ustawodawcza. Petycjami internetowymi tego nie załatwimy. Połowa sygnatariuszy nie wie, że podpis trzeba dodatkowo uwiarygodnić potwierdzeniem mailowym. Para w gwizdek. Zresztą – kto z ustawodawców poważnie traktuje petycje obywatelskie, które nie dotyczą bezpośrednio interesów partyjnych?

Zatem – mam marzenie. Reprezentacja orędowników praw zwierząt, złożona z myślących, wrażliwych, pragmatycznych, aktywnych i rzutkich ludzi – z całego kraju plus rezydenci zagraniczni. Z solidnym think-tankiem, szperającym w poszukiwaniu sprawdzonych, dobrych rozwiązań za granicą. Z zapleczem eksperckim z zakresu weterynarii, psychologii, behawiorystyki, ekonomii, etyki i bioetyki, filozofii, religii. Ze znajomościami wśród „znanych i lubianych”.

Reprezentacja zorganizowana lokalnie i regionalnie, z zarządem w jednym z miast polskich. Reprezentacja, zdolna wystawić nawet własnych kandydatów do najważniejszej władzy w Polsce, czyli parlamentu. Po to, by prawa zwierząt były traktowane poważnie, by były respektowane, by były ochronione gwarancją wykonalności. I by ich zakres rozszerzać w miarę coraz większej ekspansji ekonomicznej człowieka na środowisko naturalne. Reprezentacja, która wchodziłaby z innymi w koalicje, bo nie mogłaby oczywiście ogarniać całej sfery życia społecznego, gospodarczego, politycznego, kulturalnego.

Taka reprezentacja nazywa się zazwyczaj partią polityczną.

**

Mam nawet propozycję jej nazwy: Miliony Przyjaciół. Przyjaciół, których moglibyśmy reprezentować.
 

data publikacji 04-04-2013

Chcesz skomentowac a nie masz Facebooka? Napisz do nas - redakcja



skomentuj

Witamy na stronie dla tych z Was, którzy chcą zmieniać na lepsze życie zwierząt i ich opiekunów w Polsce.

Strona tworzona przez miłośników zwierząt, której celem jest pokazanie wszystkim, nie tylko opiekunom zwierząt, jak należy z nimi postępować, jak się wobec nich zachowywać. Zachęcająca do tolerancji i promująca zmiany miejsca zwierząt w przestrzeni publicznej, tak aby także ich opiekunom żyło się wygodniej. 

Nasze teksty nie wymagają szybkiego komentarza,  zachęcają do refleksji. Nasze filmy pokazują ludzi, którzy dla zwierząt wiele robią. Staramy się dotrzeć do ciekawych inicjatyw. Pokazywać Fascynatów i Pozytywnych Wariatów. Nasi Eksperci i Czarodzieje mają Kwity na Mity. A Daisy opisuje świat widziany 20 cm od ziemi :-) 

Zapraszamy do wysyłania komentarze emailem na redakcja - publkujemy wszystkie zgodne z naszym Regulaminem

Znajdziesz nas także na  Twitterze, Facebooku i You Tube.

© Copyright 2013 Miliony Przyjaciół All Right Reserved